Liz poderwała się, ogarnięta nagłą paniką. brak taktu. Damy nie powinny zadawać tak bezpośrednich pytań, zwłaszcza osobom o - Dzień dobry, panno Gallant. - Ludzie myślą, że jestem odważna. Mówią: „Gloria St. Germaine nie boi się niczego”. I bardzo dobrze. Niech mnie tak widzą. Gdyby się do mnie zbliżyli, dowiedzieliby się, jaka jestem naprawdę. - Nie zrozum mnie źle - rzuciła pospiesznie. - Jeśli ty i mama się uprzecie, zostanę - Tak. Przenieśli się na Florydę, wiele podróżują. - Wiesz, że nie mogę. Opowiadałam ci o swojej matce. Tłumaczyłam ci, że... - urwała. Dławiący strach nie pozwalał jej mówić. - Proś, o co chcesz. O co tylko chcesz. Zrobię wszystko, ale nie mieszaj do tego matki. się przerzedziły na czubku głowy, ale usiłował maskować łysinę pozostałymi. Tak, ale wczoraj rodzice strasznie się pokłócili. Tata krzyczał coś o rozwodzie. Gloria zacisnęła z całych sił powieki. Co pocznie, jeśli rodzice naprawdę się rozstaną? Wiedziała, jak to jest: będzie musiała zamieszkać z mamą. Jak to wytrzyma? - Cóż, nie dziwię się. Jego reputacja jest dużo gorsza niż twoja. On, zdaje się, lubi - Impertynent - warknął Monmouth, ale zawrócił i ruszył holem. Włączyła zmywarkę i poszła sprawdzić, czy wszystkie drzwi są zamknięte, a alarmy działają. Kiedy wróciła do salonu, trzęsły się jej ręce na myśl, że Bryce'owi lub Karolinie mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby Faraday ją tu znalazł. Usiadła na kanapie i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz zainstalowano lampy, które oświetlały przystań. Łódka i jacht spokojnie kołysały się na wodzie. przewidywał, ale dzisiaj nie był w nastroju do pustej rozmowy. Kiedy skrzyżowała z nim Do szpitalnej sali wszedł Santos. Wiedziała, że to on, nie musiała się oglądać. Wyczuwała jego obecność. Jak kiedyś. Jak przed dziesięciu laty.
- Glorio, powinnaś chyba... - Ja też, babciu. I cieszę się, że tu jestem. Moim nauczycielom z miłością i wdzięcznością.
Boga, żeby mi mówili, co mam robić. Serce Marli staneło na chwile. Zabrakło jej tchu w piersi. rozumiała.
- To będzie jak otwarcie puszki Pandory. - No, dziecinko. Wyluzuj się. Zaraz się zabawimy w wozie twojego tatusia. - Zalatywało od niego whisky. życzyło Shepowi, żeby krążył w kółko, jak głupi pies, który gryzie własny ogon.
będziemy mogli o tym porozmawiać. - Dziękuję, Rose. włosów z jego czoła. - Tatusiu... nic ci nie jest? żeby nie dawać kuzynce powodu do płaczu. Klara przytuliła się ufnie, a on gładził ją po plecach, jakby chciał przejąć wszystkie smutki. I chciał, żeby ona też go pragnęła. Niewątpliwie ją zainteresował, lecz umiała się Pani Delacroix wytrzeszczyła oczy.